Janusz Fic

Krynica Zdrój

Janusz Fic

Gotowanie ma we krwi, wpojone od dziecka, gdyż od małego zdobywał kulinarne szlify w rodzinnej restauracji, podglądając mistrzów swego fachu. Potem został kucharzem w restauracji Cul-de-Sac w Krakowie. Kolejnymi krokami w karierze była praca w charakterze szefa kuchni w restauracjach krakowskich hoteli (Grand i Francuskiego). Obecnie zarządza restauracją w 4* Dworze Sieraków, gdzie na stołach i w sercach króluje slow life & slow food. Docenia polskie produkty i polską kuchnię, po które chętnie sięga, wyszukując najlepszych producentów w regionie. A wyznacznikiem, motywatorem, cenzorem i spełnieniem ambicji są jego goście.

Jego pasja do wykorzystywania naturalnych składników została doceniona w grudniu 2013 roku, kiedy to restauracja Dworu Sieraków otrzymała rekomendację ruchu Slow Food. Poza gotowaniem, jego pasją jest również wine pairing. Największą sztuką jest żeby ze sobą zgrać i potrawę i wino, a przy tym nie „przedobrzyć”. Smaki muszą się przenikać i uzupełniać. No i ważne jest, aby między kosztowaniem wina i potrawy zachowana była harmonia.

W latach 2014-2016 otrzymał dwie czapki przewodnika Gault&Millau i był dwukrotnie nominowany do tytułu szefa kuchni tradycyjnej. W 2016 roku zajął także drugie miejsce w kategorii dla najlepszej przystawki w 9. edycji Wine & Food Noble Night.

KULINARNY FIGHTER

Kucharz z misją, żądny wrażeń. Uparcie dąży do celu, ale z pokorą poddaje się krytyce kulinarnej swojej żony. Od lat ceni sobie sztukę gotowania z naturalnych produktów. Zdradzi nam, co według niego jest przekleństwem kucharzy.

Co jest dla Ciebie najważniejsze w pracy kucharza?

Radość z dzielenia się jedzeniem. Wiem, brzmi jak misja, ale naprawdę tak jest. Czasem gdy gotuję, to czuję jakby iskry przeskakiwały mi między palcami. Uwielbiam to robić. A później ten widok zadowolonych gości, którzy nierzadko przyjeżdżają do nas z drugiego końca Polski... Po drugie, ja szybko się nudzę i męczy mnie monotonia, a w gotowaniu jej nie ma.

Zawsze wszystko Ci się w kuchni udaje?

Nie popadajmy w samozachwyt, czasem coś umknie. Wtedy trzeba wyciągnąć wnioski i zastanowić się, jak w przyszłości tego uniknąć. W naszym zawodzie uczymy się całe życie.

Dlaczego zostałeś kucharzem?

U mnie w domu gotowali wszyscy, więc ja też kręciłem się zawsze blisko kuchni. Dziadek robił wyśmienite domowe wędliny, zajmował się również rozbiorem mięsa. Bardzo mnie to interesowało, pamiętam, że własnoręcznie rozdzieliłem kiedyś kawałek dosłownie na czynniki pierwsze. Później rodzice otworzyli swoją restaurację. I poczułem, że ja też chcę gotować.

Twoja pierwsza samodzielna potrawa?

Gołąbki. Miałem jakieś 14 lat. Najpierw zadzwoniłem do babci, która robiła naprawdę perfekcyjne gołąbki z prośbą, żeby mi wszystko wytłumaczyła. Mój ojciec do dziś powtarza, że to były bardzo smaczne gołąbki… (śmiech)

Jakie smaki można dzisiaj znaleźć w Twojej kuchni?

Gotuję bardzo lokalnie i sezonowo. Skupiam się na takiej kompozycji całości, która nie tłumi, a uwydatnia smak głównego produktu. Eksperymentuję, ale trzymam się kuchni europejskiej – oprócz polskiej, lubię również francuską i włoską. Wyszukuję producentów, którzy spełniają moje wymagania. Współpracuję na przykład z panią, która robi dla nas lody o dokładnie takich smakach, o jakie proszę – na przykład na Boże Narodzenie z moją konfiturą pomarańczową.

W jaki sposób wymyślasz nowe dania? Na kartce czy w kuchni, w domu czy w pracy?

Przekleństwem kucharzy jest to, że zwykle wiemy, jak coś będzie smakowało... (śmiech). Układając w głowie nowe danie – znam już jego smak. Poza tym, u kucharza nie ma podziału na dom i pracę. Jestem w pracy mentalnie całą dobę, bo to moja pasja. Kiedyś próbowałem wymyślić nowy smak na ślimaki i pomysł przyszedł o czwartej nad ranem.

Kto jest pierwszym degustatorem Twoich potraw?

Moja żona.

Kucharz to wymagający zawód, nie cierpi na tym rodzina?

Oczywiście rezygnuję z „normalnego” życia rodzinnego. Ale żona jest ze mnie dumna. Mam w niej ogromne oparcie. Rozumie, że ciągle wyjeżdżam, że non stop dzwonią telefony, że do późna w nocy piszę menu. Ona to akceptuje, docenia i często mi pomaga. Jej zdanie jest dla mnie naprawdę bardzo ważne. Z drugiej strony – nie każdy może być kucharzem, trzeba to mieć we krwi i albo się poświęcasz w stu procentach, albo szukaj innego zawodu.

Do jakiej potrawy porównałbyś się i dlaczego?

Porównałbym się do… curry. Bo curry ma w sobie to, co ja – potrafi być ostre, ale swoją ostrość przełamuje słodyczą, a ja – dobrocią. I balans – w dążeniu do celu potrafię być boleśnie konsekwentny, ale w domu łagodnieję, wyciszam się.

Co sądzisz o pomyśle wspólnego gotowania podczas Dr Irena Eris Tasty Stories?

Uważam, że to świetny pomysł. Janusza Myjaka poznałem w 2016 roku przy okazji projektu Dinner With A View, który też odbywał się w Krynicy-Zdroju. Bardzo się polubiliśmy. Dlatego cieszę się z zaproszenia. To okazja do wymiany doświadczeń i wzajemnej nauki. Ale i atmosfera wydarzenia zapewnia nowe przeżycia.

Hasłem tegorocznego Dr Irena Eris Tasty Stories jest natura…

Czuję się w tym temacie jak ryba w wodzie! Pokażmy, że Polska stoi fantastycznymi produktami. Ciekawy jestem, co Janusz ma tu dobrego w okolicy i co wybierze dla nas… (śmiech). Nasz kolacja będzie na pewno wyjątkowym wydarzeniem.

Comments are closed.